Lista aktualności
Krótka historia Sylwana
O tym, że leśnicy pałają wielką pasją do przyrody nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Dlatego wypuszczenie na wolność bielika po kilkudniowej rehabilitacji może wydawać się czymś zupełnie naturalnym w pracy leśnika, mimo to takie historie, jaka wydarzyła się w Nadleśnictwie Tuczno zawsze wzruszają, zwłaszcza płeć piękną. Ale zacznijmy wszystko od początku.
W chłodne lutowe popołudnie w okolicach wsi Dzikowo, łowczy koła łowieckiego Sokół Wałcz, Sylwester Olszewski, zauważył dwa bieliki krążące wokół padliny na polu. Gdy się do nich zbliżył, jeden osobnik szybko odleciał, natomiast drugi nie zdołał się podnieść. Postanawiając szybko mu pomóc zadzwonił do zaprzyjaźnionego leśnika z Nadleśnictwa Tuczno, inżyniera nadzoru Zbigniewa Gradka. Pan Zbigniew niezwłocznie przybył na miejsce i wspólnie stwierdzili, że bielikowi zdecydowanie coś dolega i potrzebuje pomocy.
Inżynier zabrał go do swojego domu, informując Komitet Ochrony Orłów o zaistniałej sytuacji. Niezbędna była również wizyta u weterynarza. Jeszcze tego samego dnia udał się z ptasim pacjentem do przychodni weterynaryjnej w Trzciance. Na miejscu został dokładnie zbadany i prześwietlony. Szczęśliwie w ciele nie było widać żadnych oznak postrzelenia, ani złamań. Stwierdzono jedynie rany na głowie, prawdopodobnie powstałe przy sprzeczce z innym bielikiem. Sylwan, bo tak został ochrzczony przez opiekuna, dostał zastrzyk na wzmocnienie i wrócił do woliery odpocząć. Sytuacja powtórzyła się również drugiego dnia, Sylwan dostawał lekarstwa i odpoczywał. Z dnia na dzień stawał się coraz silniejszy. Pod czułym okiem opiekuna pałaszował jedzenie z dużym apetytem i stawało się jasne, że czas wracać do swoich. Przed pożegnaniem, Sylwana zważono i zmierzono. Okazało się, że to młody samiec. Ważył 4,1 kg, a rozpiętość skrzydeł wynosiła 2,20 m. 11 lutego Sylwan przy asyście leśników został odwieziony na te same pola, na których go znaleziono. Po krótkim pożegnaniu został wypuszczony. Kiedy tylko poczuł wolność energicznie wzbił się w powietrze. Zatoczył niewielkie koło i odleciał za horyzont.
Gdyby nie pomoc myśliwych i leśników, losy tego młodego bielika mogły potoczyć się dużo gorzej. Na szczęście Sylwan wrócił na łono przyrody, a nam pozostało poczucie dobrze spełnionego obowiązku.